Lyrics Labs
Budzę Się Spać Lyrics - Artist : Kartky
Nie rusza mnie ani jedna Twoja łza
Nie dotkniesz zimnych źrenic, które spowiła mgła

Nie rusza mnie ani jedna Twoja łza
Nie dotkniesz zimnych źrenic, które spowiła mgła
Nie mogę tego zmienić jak monochrom u tła
Ty powiedz kurwa na głos jeszcze raz kogo znasz
Ja dobrze wiem jak bardzo nie chce mnie świat
Dlatego znów się budzę tylko po to by spać
I wyjebane kiedy na mnie był tutaj hype
Jestem prawdziwy zawsze jak na Instagram live

Wychodzę sobie pod blok z Tobą
A to nie ta osoba wczoraj lała mi do mordy
Wywodzę się z tego, że to logo, które noszę
Niekoniecznie pasowało mi do streetwearowych spodni
To tylko ja i mój mrok, kurwa, miałem przejebany rok
Wy się dziwicie, że się nie zabiłem już wtedy
A przecież dno to mój dom
Skóra jak z reklamy Vichy
Końcowe napisy na ścianach
Niby to żadna na honorze plama
A mocno spuchnięta już klama od ćpania
Jak układałem balony z kolegą
Jak jechało Tour de Pologne to był dramat
Życie stworzone z niczego zabiera Ci każdy od tak jak ta drama
Jak rok z Maćkiem byłem w Hiszpanii na robocie
Którą tak serio nie bardzo pamiętam
Słuchałem tam tylko Centymetr VNM i Hotel od Rasa i Menta
Wróciłem tylko na święta, spuchnięty od wódy i sangrii
Przywiozłem 50 euro i w kraju od razu wyciągnąłem szklanki
20 lat Kartky se tańczy, a próbował zrobić coś więcej niż każdy
To zapach wolności co jest tego warty
Jak święta ta skórka od jej pomarańczy
Dziś odechciało się walczyć po dwunastu latach, naprawdę
I wyjebane ja jadę, wyślę Ci pocztówkę, skarbie
Pokusa się zabić jest mdła
Mama dostałaby za mały hajs
Chłopakom nie zdążę odpracować zła
Babci nie zdążę pomalować ścian
Bratu nie oddam tych chwil bez tatusia
A dupom zabiorę też super Kubusia
Nie chcę być winny za powódź i upał
Więc jak się ogarnę to wtedy pokażę Wam
Jaki jestem naprawdę
Z luzem na bani jak w trasie na koncert
Jak z dobrą ekipą to nawet za drobne to dni
Których jak Ty nigdy nie zapomnę
Choć w każdym mieście jak frajer się pruł
To jak przez mgłę jego portret
Allan Iverson, Steve Porter
Możesz nazywać to sportem z ulicy
Ja układam pionki znów na szachownicy
Opowiedz o tym wariatom z dzielnicy
Gdy marzą o nowej BM-ce jak dzicy
A kiedy bliscy znów wątpią
Wyślij im pocztówkę z London i tak szybciutko zapomną
I znowu zostaniesz sam
Uśmiechnij się wtedy przez okno
I posłuchaj ulic, co mokną
Gdy usłyszysz znowu w słuchawkach: "siema wariaty, to ja"
Zawsze było smutno, co mordo?
A uśmiech przez łzy to samotność
Ja w pociągu otwieram porto
I za każdego pije do dna
Outside

(Outside)
(Outside)
(Outside)

Nie rusza mnie ani jedna Twoja łza
Nie dotkniesz zimnych źrenic, które spowiła mgła
Nie mogę tego zmienić jak monochrom u tła
Ty powiedz kurwa na głos jeszcze raz kogo znasz
Ja dobrze wiem jak bardzo nie chce mnie świat
Dlatego znów się budzę tylko po to by spać
I wyjebane kiedy na mnie był tutaj hype
Jestem prawdziwy zawsze jak na Instagram live

Masz kolegę geja, który się puścił z kolegą co nie jest też gejem
A na melanżu chcesz go zapierdolić
Bo puszcza na zmianę Ci Britney i Peje
Połowa sali się śmieje, ja kurwa wychodzę
Nie mogę wytrzymać
Na schodach dziwki z torbami
Z tym mokrym i żółtym deklarują przyjaźń
Ostatnie co zrobię, to wyjdę gdzieś z nimi
Ostatniej zaufam jak się do mnie ślini
Ostatnie co słyszysz - abonent na linii
A pierwsze za późno, już kminisz?
Nie masz w necie opinii, a pewność do słów i do każdej tej linii
Masz czelność obarczać mnie wojną z bliskimi
Spójrz w lustro i zobacz czyje życie widzisz
Życiowy statysta to zawód, chociaż zakurwia do pracy za siedem
Z jachtu na basen i w góry, a z imprezki znów na imprezę, hehehe
Widział na Insta me chmury, połączył je z kawałkiem z niebem
I debil wypisuje znowu po koksie, że życie jest piękne jak nie wiem

Nie wiem, nie wiem, nie
Widziałem ich oczami każdy Twój ciężki grzech
I tańczyłem z błaznami wokół nas tylko śmierć
I krzyczałem latami, teraz został mi szept

Copyright © 2009-2024
Privacy policy - DMCA Policy - Contact Us